Człowiek z chwilą narodzin zaczyna odbierać i poznawać świat i tym samym doświadcza ciągle czegoś nowego. Z czasem kiedy dziecko już zaczyna chodzić i dotykać różnych rzeczy zaczynają pojawiać się pierwsze zakazy: nie dotykaj, bo się poparzysz; nie wchodź. bo spadniesz; nie jedz tego papierka itd. A jak wiemy z własnych doświadczeń i tak musimy sprawdzić na własnej skórze czy tak rzeczywiście jest. A pamiętacie jak byliśmy nastolatkami? Kiedy tak ważne było dla nas być już dorosłym i mieć te osiemnaście lat;)
Kto w tym czasie nie zapalił pierwszego papierosa, spróbował alkoholu czy pierwszego pocałunku? To okres, w którym zakazany owoc kusi młodego człowieka i mimo widma przyłapania przez rodziców nastolatkowie próbują rzeczy zarezerwowanych dla dorosłych. Jak wiemy, czasami niektórzy idą o krok za daleko i niewinne próbowanie kończy się z upływem lat uzależnieniem od narkotyków czy alkoholu. Oczywiście to duże uproszczenie, bo zawsze jest przyczyna takich historii. A co z rzeczami, które dostarczają nam adrenaliny, tego dreszczyku emocji?
Jeśli chodzi o mnie, to chcę próbować nowych rzeczy w określonych granicach. Ja należę do osób twardo stąpających trzewikami po ziemi i np. takie doznania jak skoki na bungee czy ze spadochronem są ostatnią rzeczą jaką chciałbym zrobić. Bycie demonem prędkości w sportowym aucie czy ścigaczu też nie jest na liście moich pasji. Przy tego typu rzeczach, gdzie poprzez różne aktywności chcemy urozmaicić sobie codzienną rutynę: dom- praca-rodzina, doszedłem do własnych wniosków. Warto próbować nowych aktywności tak, aby mój osobisty dyskomfort był minimalnie naruszony. Zamiast skoku z wieżowca na linie wolę nauczyć się prowadzić żaglówkę, jazdy na nartach czy quadzie. Dla niektórych z Was jazda na nartach jest rzeczą oczywistą, dla mnie nową i taką której chcę się nauczyć.
A kto z Was chce spróbować stanąć w prostokącie 3 na 2 m i spróbować obronić piłkę rzuconą z 9 metrów z prędkością ok 100 km/h? No właśnie:) A ja to uwielbiam nawet wtedy, kiedy obronię taką piłkę głową. Uwielbiam próbować potraw z całego świata. Najważniejsze jest dla mnie w tym wypadku miejsce, w którym jest przygotowywane danie. Najbardziej lubię wszystko to, co można złowić, także w wersji na surowo. I tutaj znowu pojawia się własna granica naszego komfortu i moim przypadku jest ona bardzo długa. Moja żona nie lubi np. owoców morza. Koniec kropka. Znamy osoby, które nie tyle co próbują wszystkiego, ale ciągle przesuwają granicę własnej wytrzymałości. Z jednej strony robią to na co dzień zawodowi sportowcy wraz ze sztabem szkoleniowym. Z drugiej są ludzie, dla których ryzyko i balansowanie na granicy zdrowia i życia jest celem i sensem życia. Nie potrafią bez tego żyć, przy pełnej świadomości ryzyka. Mam tu na myśli np. skoki base jumping, czy nurkowanie jaskiniowe i wiele innych dyscyplin mrożących krew w żyłach zwykłego obywatela. Na drugim biegunie są osoby, które najbardziej w życiu cenią sobie rutynę i codziennie powtarzające się rytuały. Nie lubią zmian i nie potrzebują dostarczania silnych bodźców. Jak widać jedynym kryterium jest nasz własny system wartości i wewnętrzny bezpiecznik, który działa u każdego inaczej. Każdy z nas ocenia sam czy korzyści warte są ryzyka. Natomiast łatwo jest przekroczyć granicę bezpieczeństwa. Czy warto? Lepszego i bezpiecznego dnia.