Kiedy sięgam pamięcią, to mam obraz Polaków, którzy łączą się po katastrofie Smoleńskiej oraz w dniu śmierci Ojca Świętego, w którym każdy niezależnie od poglądów czy wyznania, patrzył na drugiego człowieka bez pogardy i po bratersku. Szkoda, że to było tylko na chwilę. Z upływem czasu powróciliśmy do dawnych sporów i waśni. Nie jest to wada wyłącznie Polaków. Inne nacje mają podobne tendencję.
Z drugiej strony potrafimy od 30 lat, co roku zbierać z WOŚP pieniądze, dla tych którzy ich potrzebują i jest to ewenement na skalę światową. Dziś znowu łączymy się i pomagamy naszym wschodnim sąsiadom, kiedy na ich kraj napada Rosja i stanęli Oni w obliczu wojny. Pomagamy na każdym obszarze i znowu świat mówi o braterskim narodzie słowiańskim, na którym zawsze można polegać. Kiedy patrzę na to wszystko, co się dzieje wokół nas, to dochodzę do wniosku, że „tragedia, strach, zagrożenie, wróg” to czynniki, które powodują, że się jednoczymy i pomagamy sobie wzajemnie.
Podobnie jest na naszym wewnętrznym podwórku, kiedy trzeba pomóc dzieciom czy też dorosłym w ich walce z chorobą czy po wypadku. Sam wielokrotnie brałem udział w takich zbiórkach. Co chwilę w social mediach widać, jak ktoś angażuje się w pomoc bezbronnych dzieci w obliczu choroby czy dorosłych szukających pomocy. Trudno mi sobie wyobrazić, co musi czuć matka, która musi chwytać się każdego sposobu, aby uzbierać pieniądze na leczenie ukochanego dziecka. Dorosły, który musi prosić o pieniądze obce osoby w internecie też musi czuć się przygnębiony. Z drugiej strony nie mają wyjścia, bo potrzebują pieniędzy aby stanąć do walki z chorobą i my im pomagamy każdą wpłaconą złotówką. Tu bardzo często łączy nas w tzw. wspólnej sprawie. Dodatkowo pomaga bliższa i dalsza rodzina chorego. Pomoc zaczyna płynąć od społeczności lokalnej. Tylko zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się jak długo mogliby pomagać mi moi bliscy, rodzina. Jak długo wytrzymaliby to finansowo? Jak będą znosić taką sytuację psychicznie? Niestety polski system opieki zdrowotnej i społecznej jest biedny i nie domaga.
Prawda jest taka, że największe szanse na wyzdrowienie mają Ci, którzy posiadają pieniądze na swój proces leczenia. Jestem przekonany, że wielu takich sytuacji gdzie przyszła choroba i inni muszą nam pomagać dojść do zdrowia można uniknąć. Trzeba uświadomić sobie i innym, że własny program ochronny, to objaw naszej odpowiedzialności. Oczywiście nie zawsze program uruchomi dla nas pieniądze, bo nie ma ubezpieczeń od wszystkiego. Jednak kiedy popatrzymy na problemy osób po wypadkach lub będących pacjentami oddziałów onkologicznych zrozumiemy, że to MY jesteśmy w pierwszej kolejności odpowiedzialni za siebie i nasze rodziny. Po to między innymi prowadzę ten blog, aby każdy z Was choć na chwilę zastanowił się jakie są zagrożenia i jakie ma możliwości do wykorzystania w sytuacjach choroby i utraty pracy. Sami, zawczasu, możemy je mieć na swojej polisie na życie.
Życzę wszystkim, abyście to Wy byli organizatorami zbiórek dla kogoś potrzebującego, ale nigdy odwrotnie.